Już był w ogródku już witał się z gąską… tak to było.
Mama jest już zaszczepiona i w związku z tym faktem pandemia się dla niej skończyła. Dla niej może tak, chociaż na chwile zamilkła gdy jej powiedziałam, ze dzięki szczepieniu, jeżeli zachoruje to ma szanse przeżyć. Mam nadzieję, ze zrozumiała. Co dwa dni chce się dowiedzieć kiedy przyjadę do Warszawy. I ja jej za każdym razem odpowiadam, ze nie wiem, ze lock down, ze mi nie wolno tak sobie z wizyta jeździć, żeby przyjechać muszę się cztery razy testować – dwa razy przed wyjazdem i dwa razy przed powrotem, nie mówiąc już o kwarantannie, no i ja nie jestem jeszcze zaszczepiona. I nie wiem kiedy to się stanie.
I tutaj zaczyna się bajka o lisku chytrusku. Nie będę się wdawała w szczegóły planu szczepień w Holandii bo za każdym razem jak o tym myślę to muszę używać niecenzuralnych słów, z których “burdelik” jest jednym z najłagodniejszych. U nas w szpitalu zaszczepiono kolegów z intensywnej terapii, oddziałów covidowych i izby przyjęć. Szczepionek było i jest za mało. My wypadliśmy z pierwszej puli, chociaż z zarażonymi pacjentami mamy regularnie do czynienia. Pare dni temu jeden z moich kolegów został wezwany do trudnej intubacji na intensywnej terapii. Po powrocie skomentował, ze był on tam najstarszy, z grupy ryzyka i jedyny nie zaszczepiony. Przed weekendem dowiedzieliśmy się, ze będziemy mogli w trybie przyspieszonym ( w ciagu tygodnia) zostać zaszczepieni. “Już był w ogródku”. Wpisaliśmy się na listę i dostaliśmy maila o tym jak procedura będzie wyglądała. “Już witał się gąską” . Dwa dni później okazało się, ze nic z tego, bo Astra Zeneca nie dostarczy zamówionej ilości szczepionek. Dzisiaj rano w wiadomościach, ze Astra Zeneca szczepionki dostarczy. Na temat mojego szczepienia cisza. Taki stres generalnie nie robi dobrze na głowę.
Właśnie mija rok od początku pandemii i końca nie widać. Ludziom jest coraz trudniej trzymać się zakazów zwłaszcza, ze nie bardzo wiadomo co jest ich celem. Mój balans pomiędzy praca a życiem prywatnym okropnie się w ciagu roku zaburzyl i mniej więcej normalne funkcjowanie kosztuje mnie dużo wysiłku. Mam bardzo mało tolerancji na głupoty. Wczoraj w pracy koleżanką lekarka opowiedziała ze śmiechem, ze jej syn utknął w Południowej Afryce. Utknął bo od tygodnia jest zakaz lotów. Zapytałam co on tam robi i usłyszałam, ze pojechał w odwiedziny do dziewczyny. Szczęka opadła mi na podłogę i nadal tam leży. Koleżanka lekarz, jej mąż lekarz, syn student lat 20, pandemia, zakaz podróżowania. Poleciał bo kupił bilet na samolot.